Było piękne lipcowe popołudnie. Całą rodziną siedzieliśmy nad wodą. Ja z mężem popijając kawę, dziewczynki grały obok na boisku w siatkówkę. Razem z nimi była ich koleżanka. Gdzieś w pobliżu ciągle biegała za motylami nasza szetlandka. Nikogo nie zaczepia i wobec wszystkich zachowuje się przyjaźnie, więc była luzem, bez smyczy.
Obok boiska dwóch panów siedziało przy stoliku przy piwie. Sunia biegała obok nich nie reagując na ich obecność. Nagle jeden z nich wstał i wprost przez boisko chciał udać się "do lasku". My daleko, dziewczynki grają w piłką, a tu ktoś obcy szybko zbliża się do nich. Nasza szetlandka, widząc obcą osobę idącą wprost do dzieci już na boisku zagrodziła sobą drogę i chwyciła intruza za spodnie. Usiłowała go zatrzymać. Przywołana natychmiast go zostawiła, przychodząc skruszona do naszego stolika.
Wiem, że to co się stało, nie powinno mieć miejsca. Zapomnieliśmy, że nasz mały pastuszek, mimo niewielkich rozmiarów, jest bardzo odważny i zawsze gotów bronić. Byłam dumna z jej postawy, choć z drugiej strony było mi niesamowicie wstyd, bo do takiej sytuacji nie wolno nigdy dopuścić.
Owczarki przez wiele lat uczone były samodzielnego podejmowania decyzji, pilnowania gdy w pobliżu nie było pasterza. Pies ze swych zadań wywiązał się na szóstkę! Gorzej z nami….
Hela